NIEDZIELA

NIEDZIELA,22GI LISTOPAD 2015 ROK......RANO WSTAŁAM O 5TEJ I TO BYŁO I TAK DUŻO POŹNIEJ NIŻ ZWYKLE WSTAJĘ....MUSIAŁAM WYJŚĆ Z PSEM O 6TEJ I JESZCZE BYLO CIEMNO I JAK WYSZŁAM NA KLATKĘ SCHODOWĄ ,TO PATRZĘ,ŻE NA KLATCE STOI TAKI STOLIK POMALOWANY NA BIAŁO I TO SĄSIAD Z NAPRZECIWKA TAK JAK W ZESZLYM ROKU MALUJE SWOJE MEBLE NA KLATCE I TO MNIE STRASZNIE WKURZYŁO....MIAŁAM ZEPSUTY CAŁKIEM HUMOR I POSTANOWIŁAM MU ZWROCIĆ UWAGĘ.PONURY ,POCHMURNY DZIEN LISTOPADOWY MIJAŁ STRASZNIE CIĘŻKO I CIĘŻKO BYŁO MI NA SERCU.....DO TEGO JESZCZE ATAKOWAŁY MNIE GŁOSY ZŁE I WREDNE,KTORE SŁYSZAŁAM W MYCH USZACH,A PRZECIEŻ SIEDZIAŁAM Z PSEM,ALE CAŁKIEM SAMOTNIE,JAK ZWYKLE....W KOŃCU NACISNĘLAM DZWONEK U DRZWI SASIADA Z NAPRZECIWKA ,BO TEN STOLIK STAŁ NADAL ,CHOC BYŁA JUŻ PRAWIE 11TA I NAKRZYCZAŁAM NA NIEGO O TEN STOLIK I O PUSTE OPAKOWANIA PO JEDZENIU I PICIU ,KTÓRE NA PEWNO ONI ZOSTAWIAJĄ NA KLATCE......GDY POTEM WYCHODZILAM Z PSEM,STOLIKA JUŻ NIE BYŁO I TAKŻE NA SKRZYNKACH POCZTOWYCH NIE BYLO JUŻ WIELKIEGO PUSTEGO KUBKA ZE SŁOMKĄ STERCZACĄ POSRODKU JAK FUCK YOU PO SOKU POMIDOROWYM.....SPAŁAM PRZEZ WIELE GODZIN,BO POMIMO WCZORAJSZEGO POSTANOWIENIA ,ZE NIE BEDĘ PIC WÓDKI,ZNOWU PRZEZ TO WSZYSTKO ZACZEŁAM I ODSYPIALAM....BYŁO ŹLE...CAŁY CZAS JEST ŹLE......KIEDY W KOŃCU OSTATNI RAZ POSZŁAM Z PSEM I WRACAŁAM JUŻ ZE SKLEPU,WIDZIAŁAM NA ULICY WYRZUCONY PRAWIE CAŁY CHLEB CHYBA PO TO,ZEBY ROZJECHAŁ GO SAMOCHOD......PODNIOSŁAM TEN CHLEB I ZANIOSŁAM GO I POŁOZYŁAM NA MUREK PRZY SMIETNIKU.....PRZEZ CAŁY DZIEN ATAKOWAŁY MNIE GŁOSY ,POMIMO IŻ POPRZEDNIEGO WIECZORA WZIĘŁAM SWOJĄ TABLETKĘ......DODAM TYLKO,ŻE ŚPIĘ ZE STOPERAMI W USZACH I CZESTO JE WKŁADAM W USZY,ŻEBY NIE SLYSZEĆ SASIADÓW I HAŁASÓW POD OKNAMI I SAMOCHODÓW JEŻDŻĄCYCH PRZEZ CAŁĄ DOBĘ,ALE TYM RAZEM NIE MOGLAM WYTRZYMAĆ Z TYMI STOPERAMI,BO GŁOSY,JAKIE SŁYSZAŁAM W SOBIE BYLY STRASZNE I NIE DO WYTRZYMANIA....