depresja....

OD RANA DOPADŁA MNIE TAK OGROMNA CHANDRA,ŻE NIE WIDZIAŁAM KOŃCA TEGO DOŁA..PRÓBOWAŁAM WYCHODZIĆ Z DOMU,ALE NA DWORZE BURO I PONURO OD KILKU DNI....WIDZIAŁAM TEGO SASIADA-MENELA I PIJAKAZ KOLEŻKAMI LABRADOREM I CZUŁAM,ZE ZNOWU SIĘ ZE MNIE WYSMIEWAJĄ ,JAK JA SZŁAM Z PSEM MOIM....MÓJ PIES TO JAKAŚ SZAJBA STRASZNA WSTĘPUJE W NIEGO NA SPACERZE...TO CIAGNIE JAK DURNY I SIĘ ZE MNĄ NIE LICZY,BO CZUJE SIĘ JAK PĘPEK ŚWIATA I MA MNIE GDZIES,A GDY JA NAJCZĘSCIEJ ŹLE SIĘ CZUJĘ,TO WYDAJE MI SIĘ ,ŻE CIAGNIE MNIE NIETOLERANCYJNIE JAK CIĘŻKĄ ,BRUDNĄ SZMATĘ...PRZEPRASZAM,ALE TUTAJ W GDYNI NA LESZCZYNKACH,SKOJARZENIA TAKŻE BYWAJĄ BARDZO BRZYDKIE I BRUTALNE....TUTAJ ŻYCIE JEST SZPETNE,BRZYDKIE,OKROPNE,POTWORNE POŚRÓB BANDY OBCYCH,ZOOMBIE,CWELI I KRYMINALISTÓW BEZNADZIEJNYCH NA TYCH SLUMSACH ,PRZY TEJ NI BZDOWEJ NI MAKOWEJ POGODZIE,TO TYLKO ALBO WZIĄĆ 28 TABLETEK PSYCHOTROPÓW ,GDZIE JEST W KAŻDEJ PO 15 MG LEKU...ALBO SIĘ POWIESIĆ ALBO UTOPIC,ALE W TEJ PLYTKIEJ CHYLONCE....NO CÓŻ?...NIE ZROBIĘ TEGO,A CHANDRA?..MOŻE MINIE.CHOĆ WIEM ,ŻE MORZE JEST SZEROKIE I GŁEBOKIE...NARA....BRATKI...!